poniedziałek, 28 maja 2018
Miasto Innowacji: 05. Sędzia banita.
Miasto Innowacji: 05. Sędzia banita.
Na sali sądowej oskarżony oczekujący na wyrok był dziwnie spokojny. Wpatrywał się w niego siedzący naprzeciw krępy mężczyzna z czerwonym krawatem.
Pozwany obrzucił butelkami powstający lokal na osiedlu Projekt. Został zatrzymany przez krewką obsługę baru. Na posterunku policja próbowała przekonać poszkodowanych do nieskładania zeznań, argumentowała tym, że dzięki takiej aktywności żyjemy w bardziej dynamicznym społeczeństwie. Ofiary napaści nalegały i bezradni funkcjonariusze nie mieli wyboru, tylko aresztować chuligana. To było pierwsze od miesięcy zgłoszenie, od razu podchwycił je sędzia Krzysztof Pieruński. Z fanatycznym uporem doprowadził do finalizacji sprawy. Personel sądu traktował go jak wariata, który psuje doskonale działający system.
Ofiarę zwykle się spławiało, zachęcając do dalszej wytrwałej pracy dla społeczeństwa. Skazywano tylko tych, co zagrażali interesom Czerwonych i Niebieskich.
W gabinecie sędziego panowała nerwowa atmosfera.
Przy biurku siedział Krzysztof Pieruński, prowadzący rozprawę. Był czterdziestoletnim mężczyzną o atletycznej budowie. Zawsze starał się być sprawiedliwy i merytoryczny tak jak uczył go mentor legendarny Antoni Hausner.
Awanturowała się z nim trójka kolegów po fachu.
-Nie uniewinnię go!- zarzekał się Krzysiek.
-Musisz to zrobić!- naciskał na niego największy z towarzystwa, Prezes Sądu Ryszard Cebula.
-Trzeba to przeciąć, nie możemy dawać się wiecznie zastraszać.- odparł stanowczo Pieruński.
Towarzystwo zatrzymało się na chwilę, wtedy jeden z sędziów zaczął panicznym tonem apelować do Prezesa Sądu.
-Jeśli tego nie zrobi, powie mu, on się dowie!
Trzech sędziów wyszczerzyło zęby i zacisnęło ręce na młotkach.
Krzysztof popatrzył wzrokiem szukającym pomocy na przyjaciela, szczupłego bruneta, Łukasza Chrudzimirskiego. Ten stał pod ścianą, spuścił wzrok i nie angażował się w sprzeczkę.
Koledzy z pracy zaczęli otaczać biurko Krzyśka.
- Uniewinnisz go albo zabierzemy ci łańcuch!- grozili.
Pieruński był przyparty do muru. Pod naporem kolegów, wstał i zaczął się wycofywać w kierunku ściany.
Miał do wyboru stracić pracę lub ucieczkę. Nie wahając się, zasłonił twarz togą i wyskoczył przez zamknięte okno z drugiego piętra.
Dach stojącej pod gmachem sejmu policyjnej furgonetki zamortyzował upadek.
Dźwięk uderzenia i tłuczonego szkła zwrócił uwagę policjantów i gapiów.
Zaniepokojeni ludzie zwrócili się do stróżów bezpieczeństwa.
-Bez nerwów, pan sędzia jest wolnym człowiekiem i ma prawo do skakania z okna.- funkcjonariusz uspokoił obywateli.
Mężczyzna, który zapewniał parasol ochronny oskarżonemu, należał do grupy Czerwonych. Czerwoni i Niebiescy pociągali za sznurki w Mieście Innowacji.
Byli ulokowani w różnych partiach, szyld nie miał znaczenia, bez względu na wynik wyborów zawsze rządzili.
Czerwoni- trzymali w garści resorty siłowe. Kontrolowali policję, firmy ochroniarskie i szarą strefę.
Byli koszmarem restauratorów. Pili na umór i wszczynali awantury. Kiedy pobili już innych klientów i obsługę zaczynali tłuc się między sobą. Policja i ochrona nie interweniowała. Czekali, aż się zmęczą i odwozili ich do domów.
Lubili epatować bogactwem, drogimi samochodami i biżuterią.
Niebiescy- posiadali wpływy w prawie, finansach i mediach.
Mieli wysublimowany gust i smak. Byli mecenasami wydarzeń kulturalnych w regionie. Woleli trzymać się w cieniu. Często podśmiewali się z grubiańskiego zachowania Czerwonych i traktowali ich z dystansem.
Znakiem rozpoznawczym obu grup były krawaty odpowiedniego koloru. Porozumiewali się między sobą tajnymi gestami dłoni.
Tylko garstka ludzi dostrzegała ich obecność w życiu politycznym. Ci, którzy o tym mówili, byli traktowani jak oszołomy.
Po awanturze w pracy zszokowany Krzysztof krążył wokół bloku Łukasza, chował się w ciemnych zaułkach i bramach.
Kiedy zauważył, jak wraca z pracy, ruszył za nim do mieszkania.
- Witaj.
- Witam, tak się cieszę, że cię widzę.- odpowiedział Łukasz.
- W sądzie nie byłeś specjalnie pomocny.
- Co mogłem zrobić? Byliśmy sami przeciw wszystkim. Wiem, że chcą cię oskarżyć o zaniedbanie obowiązków, ale wyprostuje sprawy. Przekonam ich, żebyś mógł wrócić do pracy. Odpocznij, na pewno jesteś zdenerwowany.
- Ehh...- westchnął Krzysztof i usiadł zmęczony na fotelu w salonie.
- Zaparzę herbatę.- zaproponował Łukasz.
Zniknął w kuchni i po chwili przyszedł z dwiema szklankami brzęczącymi na tacce.
Pieruński wstał i zaczął nerwowo krążyć po pokoju.
- Odpocznij, wypij herbaty, gorąca.- nalegał Łukasz.
Mimo uspokajania Pieruński cały czas obsesyjnie chodził po salonie. Kątem oka, w oknie, dostrzegł podjeżdżające pod blok furgonetki policji i wóz bojowy Armii Urzędników.
- Jak mogłeś mnie zdradzić, oboje byliśmy wychowankami Antoniego, taktował nas jak synów!- wrzasnął Krzysiek.
- Ty byłeś jego ulubieńcem, mnie miał za piąte koło u wozu! Teraz liczy się tylko kasa i kariera, żadnych sentymentów- odkrzyknął Łukasz.
Policja działała na polecenie Czerwonych, więc była pełna werwy i inicjatywy. Wspomagało ich paru szturmowców z Armii Urzędników.
Pieruński wybiegł na klatkę schodową, stawić czoła napastnikom, wyrwał tarczę pierwszemu, jednocześnie kopnął go w pancerz. Żołnierz w ciężkim rynsztunku stracił równowagę i stoczył się w dół schodów. Własnym ciałem zablokował przejście kolejnym funkcjonariuszom.
Krzysztof błyskawicznie wycofał się do mieszkania. Zatamował drzwi wejściowe meblami. Sam udał się na przeciwległą ścianę.
Uderzeniami młota przebił mur do sąsiedniego lokum.
Sąsiad mimo poniesionej straty, nie okazał braku szacunku.
- Dzień dobry panie sędzio.- przywitał się kulturalnie.
- Witam. - odpowiedział Krzysztof, biegnąc w kierunku drzwi wejściowych.
Na korytarzu chowając się za tarczą, skoczył między schodami na parter. Następnie szybko wybiegł z klatki, odpychając nadchodzącego w jego kierunku szturmowca urzędnika.
Sędzia poczuł się zaszczuty, nie chciał uciekać z własnego miasta, któremu poświęcił życie.
Postanowił udać się w kierunku wioski Kręgi, gdzie przy granicy rozpościerały się pola uprawne.
Kupił koce, śpiwór, siatkę konserw i zgrzewkę wody.
Pod małym wzniesieniem, w miejscu zasłoniętym trawą, wykopał dziurę w ziemi.
Myślał strategicznie, kiedy przyjdą po niego, będzie miał wiele kierunków ucieczki.
Po paru dniach ukrywania się wyczyścił umysł i odnalazł wewnętrzną równowagę.
Nie straszna mu była żadna niedogodność zimno, deszcz, osuniecie się ziemi, był twardy, potrafił wytrzymać wszystko. Od czasu do czasu opuszczał kryjówkę i podjadał na polach korzonki i korę.
Spędził tak dwa miesiące, po czym postanowił się wybrać w kierunku pobliskiego gospodarstwa rolnego. Obserwował utrudzonego chłopa pracującego od świtu do wieczora. Po paru dniach zabrał swój dobytek i poszedł do rolnika, oferując pomoc za kąt do spania i wyżywienie. Skłamał, że w ten sposób podróżuje, odstresowując miejski styl życia. Rolnik Stefan Zguba stwierdził, że nie ma miejsca w domu i może jedynie zaproponować nocleg w stodole.
Razem zaczęli pracować w polu, przy zwierzętach i porządkach w gospodarstwie. Pewnego wieczora przy wspólnej kolacji w domu rolnik miał podpisać przedłużenie umowy dzierżawy. Krzysztof zapoznał się z pismem, zauważył, że porozumienie jest niekorzystne dla Zguby. Poradził mu negocjację lepszych warunków. Nazajutrz Stefan wrócił zadowolony do domu po zastosowaniu rad kompana. Był bardzo wdzięczny Pieruńskiemu i polecał jego wiedzę znajomym. Chłopi w okolicy rozwiązali, dzięki sędziemu, wiele problemów prawnych na swoją korzyść.
Gdy wydawałoby się, że sprawy mają się coraz lepiej, Krzysztof podczas kopania w polu usłyszał odgłosy awantury. Chowając się za drzewem, dostrzegł komornika w stroju bojowym, jak rekwirował ciągnik Stefana.
- Co ja teraz zrobię?! - lamentował rolnik.
Bezradny ukląkł na ziemi.
- Takie jest prawo.- odpowiedział spokojnie funkcjonariusz.
Mech przyczepił hak liny do traktora i zaczął go ciągnąć w kierunku miasta.
Podczas wspólnego obiadu Stefan schował głowę w ramionach i rozpłakał się przy stole.
- Z czego teraz utrzymam rodzinę? Nie mam żadnych długów, dlaczego zabrano mi traktor- biadolił.
- Będzie dobrze, obiecuję.- uspokajał Pieruński.
Krzysiek wiedział, że nie może być dłużej ciężarem dla tej miłej, poszkodowanej przez los pary chłopstwa.
Od tego wieczora zaczął cały wolny czas poświęcać treningom walki młotem. Pojedynek był dla niego jedyną drogą powrotu do społeczeństwa. Myślał, że po odzyskaniu stanowiska, będzie miał większe szanse na pomoc rolnikowi.
Polskie prawo zostało napisane w ten sposób, że pozostawiało duże pole do interpretacji. Niektórych sporów nie dało się rozwiązać dyskusją. Wiele wyroków spotykało się z wielkim sprzeciwem społecznym. Dla takich sytuacji wprowadzono instytucję sędziowskiego pojedynku.
Starcie odbywało się za pomocą młotków. Przegrany ryzykował utratę łańcucha, co wiązało się z dożywotnim zakazem uprawiania zawodu lub mógł liczyć na prawo łaski.
Dlatego koło budynków sądu znajdują się małe zagajniki, w których nie widać nic z zewnątrz.
Konfrontacje były ostatnio rzadkie, sędziowie zaczęli chronić się nawzajem, unikając konfliktów.
Warunkiem wypowiedzenia pojedynku było posiadanie przynajmniej jednego świadka sędziego.
Nazajutrz na gospodarstwo przyszła kurator społeczny Wiktoria Solińska, szczupła szatynka z długimi lokami, córka prezesa Rady Komorniczej. Poruszona kobieta zjawiła się od razu, gdy usłyszała o skandalicznej pomyłce z traktorem. Przepraszała rolnika i zapewniała o wsparciu w jego sprawie.
Sytuację obserwował Krzysztof przez uchylone drzwi do stodoły. Po zakończonej rozmowie dziewczyna rozglądała się po gospodarstwie Zaintrygowała ją zarośnięta głowa wychylająca się z wrót szopy.
Mężczyzna przestraszył się i zamknął budynek. Ruszyła w jego kierunku.
-Hej !- krzyknęła, dobijając się do środka.
Otworzył jej Krzysiek z długimi pozlepianymi włosami i brodą.
Dziewczyna z trudem rozpoznała w nim zaginionego sędziego.
- Ty jesteś Krzysztofem Pieruńskim, słyszałam, że uciekłeś z sądu przez okno.
- Tak to ja. - odpowiedział nieśmiało Krzysztof.
- To niesamowite! Jak spędziłeś ostatnie miesiące? - zapytała podekscytowana kobieta.
Zaprosił dziewczynę do stodoły i zaczął opowiadać o czasie spędzonym na wygnaniu. Kobieta słuchała z zapartym tchem, jednocześnie zdała sobie sprawę, że to on stał za wzrastającą świadomością prawa, wśród okolicznych rolników.
Wiktoria od początku wizyty zwracała uwagę na nieprzyjemny zapach. Gdy siedzieli na odwróconych skrzynkach, dostrzegła w kącie dwa wiadra. Nie mieściło jej się w głowie jakaż to pasja i zaangażowanie drzemały w tym człowieku.
Poświęcił pozycję zawodową i luksusy dla życia w niedostatku i pomocy społeczeństwu.
Dreszcz pożądania przeszył jej ciało.
Przylgnęła do jego twardej umięśnionej klatki piersiowej i wiedziała już, że spędzi z nim tę noc.
Gdy wstała, on już nie spał, trenował walkę z cieniem przy użyciu młotka. W życiu nie widziała takich szybkich skoordynowanych ruchów, chociaż od dziecka przebywała w towarzystwie sędziów.
Wiedząc, że związek nie jest im pisany, po cichu wymknęła się ze stodoły.
Około południa Krzysztof ogolił się siekierą nad wiadrem i ruszył do mieszkania mentora Antoniego.
Idąc ulicą, czuł się niepewnie.
Swobodna piesza przechadzka w godzinach pracy była źle widziana przez patrole Armii Urzędników.
Dwójka żołnierzy idąca za nim zaczęła go wołać. Pieruński przyśpieszył kroku. Żołnierze ruszyli za nim w pogoń. Sędzia schronił się w bramie.
Patrol bojowników ostrożnie podążył za nim. Kucający Krzysztof już na nich czekał.
Uderzył zza ściany w nogę, poniżej tarczy, pierwszego napastnika. Opierając się o jego hełm, przeskoczył z saltem za ich plecy. Atakując z tyłu, rzucił o ścianę uzbrojonego żołnierza, okładając go młotkiem. Drugi bojownik z furią zaatakował elektrycznym pastuchem. Krzysztof trafiał bezbłędnie, był wyraźnie szybszy, celował w miejsca nieosłonięte pancerzem. Uderzał do skutku, aż obolały żołnierz osunął się na ziemię.
Następnie dyskretnie udał się do mieszkania Hausnera.
Emeryt przez lata był sędzią cieszącym się autorytetem. Słynął ze sprawiedliwych wyroków. Potrafił znaleźć kompromis między naciskami politycznymi a odpowiednią karą. Pozwalano mu na więcej, bo ojciec Antoniego przyjaźnił się z ojcem Prezesa Sądu. Był uwielbiany przez społeczeństwo, jednocześnie będąc dla wielu ludzi niewygodnym. Miarka się przebrała, kiedy jego działania przeszkodziły interesom Czerwonych. Został wysłany na wcześniejszą emeryturę.
Krzysztof odwiedzał Hausnera średnio raz w tygodniu. Po awanturze w sądzie zerwał z nim kontakt, nie chciał go narażać na nieprzyjemności.
-Wejdź czekałem na ciebie.- przywitał młodszego wychowanka, starzec z siwymi długimi włosami i brodą.
Mieszkał w skromnym mieszkaniu wypełnionym książkami.
Usiedli w kuchni i zaczęli się naradzać.
- Od tego nie będzie odwrotu. Kiedy wejdziesz na tą ścieżkę, zyskasz wielu wrogów.- radził stary mentor.
- Nie mam wyboru. To moja jedyna szansa. Nie wierzę, że Łukasz tak się zachował.- odpowiedział nakręcony Krzysztof.
- Każdy z nas musiał kiedyś wybrać stronę. Już dawno podejrzewałem, że Chrudzimirski nie jest tak wytrwały, jak ty.
- Musimy się zbierać, niedługo sąd zamkną.- oznajmił Pieruński.
Udali się w kierunku instytucji, krocząc przez miasto, dumnie wypinali pierś ozdobioną łańcuchem.
Ich pojawienie się w sądzie było wielką sensacją. Gwar na korytarzu cichł, gdy rozbrzmiewał dźwięk laski Antoniego stukającej o podłogę.
Na jego widok ludzie przystawali, a rozmowy zamierały. Tak wielki emanował od niego autorytet.
Dotarli do pokoju Prezesa Sądu Ryszarda Cebuli. Mężczyzna znieruchomiał na ich widok.
- Tyyy, jak śmiesz się tu pokazywać?!- powiedział Ryszard, spokorniał, kiedy zauważył Antoniego wynurzającego się zza pleców Pieruńskiego.
- Przybyłem walczyć o moje dobre imię. Nie ugnę się przed pomówieniami. Wyzywam cię na pojedynek.- odparł buńczucznie Krzysztof.
- Haha, nigdzie nie muszę z tobą iść.- próbował zbagatelizować sytuację prezes.
- Musisz, taka jest tradycja.- odpowiedział mu Antoni.
Mierząc się groźnymi spojrzeniami Cebula podszedł do Pieruńskiego. Przybliżyli się czołami.
- Zmiażdżę cię knypku- zagroził Rysiek.
Prezes powołał na świadka sędzinę Ewę i jej kolegę z sąsiedniego pokoju.
Ruszyli do skwerku, gdzie kiedyś odbywały się pojedynki. Świadkowie okrążyli antagonistów. Mężczyźni zaczęli rozgrzewkę. Wymachiwali rękami i rozciągali nogi. Po skończonej gimnastyce prezes z okrzykiem rzucił się na Krzysztofa. Ten błyskawicznie odskoczył uderzając nacierającego w bok. Wściekły Ryszard machnął młotkiem na odlew. Pieruński schylił się, celując w brzuch, poprawił ciosem w plecy. Cebula ze zmęczenia oparł się rękami o trawę. Gdy Krzysiek zbliżał się do zadania nokautującego uderzenia, prezes zerwał się gwałtownie z ziemi i rzucił się na niego z impetem. Udało mu się powalić Krzysztofa i zaczął uderzać go młotkiem w głowę. Czwarty cios Pieruński zablokował, poczuł jednak, że traci przytomność. Zaczął odpływać, przed oczami stawały mu upokorzenia ostatnich dni. Zimno, podjadanie korzonków, brak ubikacji, bieżącej wody i co najgorsze utrata traktora przez rolnika. Wstąpiła w niego ogromna siła napędzana chęcią zemsty. Odepchnął napastnika nogami. Uderzył młotkiem w ramię, poprawił w głowę, trzecie machnięcie trafiło w plecy.
Przestraszony Ryszard próbował na czworaka uciekać. Krzysztof wzbił się w powietrze krzycząc.
- Ile uwaliłeś małych i średnich przedsiębiorstw dziadu!
Doskakując do przeciwnika, zadał ostateczny cios. Nachylił się nad powalonym wrogiem i sięgnął po naszyjnik. Obecne osoby popatrzyły z przerażeniem.
- Jeśli sytuacja się nie poprawi, zostanie tylko jeden!- wrzasnął wznosząc łańcuch do góry.
Po czym obolały skierował się do Antoniego i razem udali się do domu.
Pozostali sędziowie podnieśli z ziemi, byłego prezesa, który właśnie odzyskiwał świadomość.
-Jednak ci się udało.- powiedział Antoni, uśmiechając się do Krzysztofa.
-Nie mów, że we mnie nie wierzyłeś. - odpowiedział przez opuchnięte wargi zwycięzca.
Podczas marszu Antoni przywitał się serdecznie z przechodząca obok staruszką Genowefą. Emeryci uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo.
Koniec.
http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/20717
niedziela, 29 kwietnia 2018
środa, 28 marca 2018
Projekt X. Rozdział 1: Joanna, rozdział 2: "Sokół",
Projekt X. Rozdział 1: Joanna, rozdział 2: "Sokół",
Rozdział 1. Joanna.
Polska, tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty drugi rok. Między drugą a trzecią godziną nocy, w podwarszawskiej willi emerytowanego generała Janowskiego odbywały się dantejskie sceny. Na pierwszym piętrze, w gabinecie przy biurku, były wojskowy siedział związany na krześle w rozchełstanym szlafroku. Miał opuchniętą, zakrwawioną twarz.
W pomieszczeniu panował wielki bałagan. Na ziemi leżały rzeczy, powywalane z szafek i szuflad. W pokoju poza torturowanym przebywały trzy zamaskowane postacie. Na głowach mieli kominiarki, ubrani byli w czarne skórzane kurtki i rękawiczki. Jeden napastnik trzymał w ręku pistolet z tłumikiem, wycelowany w skroń ofiary, drugi dusił poszkodowanego zabarwionym na czerwono workiem foliowym, trzeci zajmował się weryfikacją i pakowaniem znalezionych w pokoju dokumentów.
– Mamy to, co trzeba.– powiedział jeden z włamywaczy, pakując papiery do czarnej torby turystycznej.
-Zostało jeszcze coś?!- krzyknęła do ofiary druga zamaskowana postać, jednocześnie uderzając go kolbą pistoletu w czaszkę. Generał zawył z bólu.
-Too… wszystko.-odsapnął z trudem katowany człowiek.
-Dobrze zatem nie mamy o czym więcej gadać.– powiedział cynicznie agresor, dając znak głową do towarzysza, stojącego za krzesłem z ofiarą. Ten ścisnął foliowym workiem głowę wojskowego i zaczął go dusić. Sponiewierany mężczyzna ostatkiem sił próbował się bronić. Rzucał się chaotycznie na krześle. Po chwili ciało opadło bezwładnie.
W przedpokoju minęli martwego psa rasy wyżeł, leżącego w kałuży krwi.
W łazience znajdował się czwarty zbrodniarz. Trzymał na muszce pistoletu z tłumikiem żonę generała czterdziestoletnią szatynkę oraz dwójkę dzieci, chłopiec i dziewczynka mieli po osiem i dziesięć lat. Klęczeli przed napastnikiem ze związanymi w tyle rękami i zakneblowanymi ustami.
Para agresorów podeszła z dwóch stron do towarzysza. Kompan z lewej nachylił się w kierunku jego ucha i szepnął.
-Załatw ich.
Oprawca trzymał wycelowaną broń w twarze przerażonych dzieci. Próbował nacisnąć spust, nie mógł. W oczach ofiar pojawiły się łzy.
-Na co czekasz? Zabij ich!- poganiał krzykami kolega z prawej.
Zdenerwowany napastnik stał znieruchomiały. Koledzy za jego plecami popatrzyli po sobie porozumiewawczo. Wycelowali broń w uwięzione dzieci oraz kobietę i dokonali egzekucji.
Po chwili cztery zamaskowane postacie wyszły z willi, kierując się do swojego czarnego, terenowego auta.
Popędzali szturchnięciami, wyraźnie skołowanego i roztrzęsionego niedoszłego zabójcę. Wsiedli do Suva i odjechali.
Rozdział 2. „Sokół".
Waldemar Czarnecki był spełnionym zawodowo mężczyzną w kwiecie wieku. Mając czterdzieści pięć lat, prowadził elegancką i świetnie prosperującą restaurację „Sokół".
Prywatnie był cichym, skromnym człowiekiem, szczupłym, średniego wzrostu szatynem, krótko ostrzyżonym z precyzyjnie przystrzyżonymi wąsami.
Jego restauracja znajdowała się w niezwykle atrakcyjnym miejscu, blisko Sejmu.
Lokal był przestronny o jasnym wnętrzu, duże okna zdobiły żółte zasłony. Restauracja składała się z sali głównej i dwóch małych salek położonych obok siebie, dla klientów ceniących sobie prywatność. Przy wejściu do kuchni znajdował się stylowy dębowy bar z wysokimi krzesłami.
Praca w kuchni zaczynała się rankiem od przygotowania składników i półproduktów dla całego menu, uwzględniając codzienną ilość wydawanych porcji. Każdy składnik potraw, począwszy od mięsa, przez warzywa i zioła musiał być w pod ręką. Dania takie jak bulion gotowano wcześniej, mięso krojono i marynowano. Sosy, część deserów i przystawek przygotowywano przed pojawieniem się gości. Gotowe, schłodzone półprodukty czekały na kucharzy. Gdy pojawiło się odpowiednie zamówienie, pracownicy kuchni przygotowywali tylko to, czego nie dało się zrobić wcześniej. Smażyli mięso, gotowali makaron, wbijali jajka na patelnię.
Kucharze dzielili stanowiska pracy między siebie. Podział odbywał się na kuchnię „zimną”, „ciepłą” oraz desery. Na bieżąco pilnowano zgodność dania z zamówieniem, dbając by goście z tego samego stolika, dostawali jedzenie jednocześnie.
Tego dnia, w sobotę po południu, nie było dużego ruchu. Na głównej sali ojciec z dzieckiem spożywali posiłek, w małym saloniku bawiło się małżeństwo z partii Porozumienie Lewicy, młode gwiazdy lewej strony sceny politycznej.
Przystojny mężczyzna, o zadbanych blond włosach Janusz Słodki w idealnie skrojonym garniturze zamówił
plastry łososia wędzonego dymem z drzew owocowych podane z grillowanym serem kozim, konfiturą z kapusty włoskiej i kaparami.
Brunetka Aleksandra w eleganckiej czarnej sukience wybrała z menu sałatkę cesarską z pikantną, grillowaną piersią kurczaka zagrodowego i domowymi paluszkami grissini. Do posiłku Janusz zamówił wino Pomerol, rocznik tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty, którego cena stanowiła równowartość średniej wypłaty miesięcznej w Polsce. Zostawili uchylone drzwi do salki.
Waldek przypomniał sobie o spalonej żarówce na bocznej ścianie w pokoju obok. Postanowił ją wymienić bez pomocy drabiny.
Zaczął wspinać się po narożniku, żeby wymienić żarówkę. Wyszukiwał dłońmi wgniecenia w meblach do oparcia, przylgnął twarzą do ściany. Wtedy usłyszał część rozmowy odbywającej się z przyległego pokoju.
-Dziś będą fajerwerki. Uwalą firmę „Bajt”, Ministerstwo Finansów ukręciło bat na nich już parę miesięcy temu– mówił mężczyzna.
-Ha ha, słyszałam, że Paweł Władysław miał chrapkę na jego część tortu. Szczególnie zależało mu na eksporcie komputerów do Rosji– odpowiedziała rozweselona kobieta.
Waldek przeraził się tym, co usłyszał, znał firmę "Bajt", serce zaczęło mu mocniej bić. Wymienił żarówkę, najszybciej jak potrafił i cicho opuścił salkę.
Kiedy Waldemar wrócił zmęczony do domu, doszły do niego odgłosy zabawy z salonu. Biesiadnicy, gdy usłyszeli, że mężczyzna powrócił, przywitali go serdecznymi okrzykami. Na kanapie koło stolika przed telewizorem siedziały cztery osoby. Blondynka, żona Sandra, zajmująca się domem, nastoletnia córka Wiktoria uczęszczająca do prywatnej uczelni. Towarzyszyła im siostra żony szczupła, krótko ostrzyżona szatynka Beata i jej mąż dobrze zbudowany, łysiejący na czole pracownik Ministerstwa Finansów, Henryk.
Małżonka poznała Waldemara, jak był pełnym pasji kucharzem w barze mlecznym. Pracował za dwóch. Przygotowywał tradycyjne dania kuchni polskiej. Starał się je urozmaicać, według własnych patentów, nie zawsze spotykało się to z aprobatą klientów i kolegów z pracy.
Sandra zaglądała tam po drodze z zajęć na uczelni. Waldek nie krył, że mu się podobała. Zawsze do zamówionych przez nią potraw dokładał od siebie składnik ekstra. Potem z ciekawością pytał, jak jej smakowało. Spodobała jej się ta zabawa i stała się regularnym gościem. Ujął ją pogodnym nastawieniem, pracowitością. Była przekonana, że ma dobre serce. Pobrali się po krótkim okresie narzeczeństwa. Ich ślub był połączeniem dwóch światów. On pochodził ze skromnej rzemieślniczej rodziny. Ona dorastała w bogatym domu działacza partyjnego, obecnie prezesa spółdzielni eleganckiego osiedla.
Niedługo po ślubie postanowiła spełnić marzenie męża o własnej restauracji. Tata wyłożył pieniądze i zapewnił reklamę wśród miejscowej elity. W nowej restauracji młody małżonek miał pełną swobodę.
Odwiedzający politycy proponowali mu różne przysługi, Waldek się przed tym wzbraniał. Córka się z tego śmiała.
Patrzyła z wyższością na ojca, była rozpieszczona i pyskata. Trzymała się z matką, wypominała tacie, że wszystko zawdzięcza żonie.
W telewizji pokazywano scenę zatrzymania biznesmena zajmującego się handlem komputerami. Był prowadzony z rękami skutymi z tyłu przez zamaskowanych funkcjonariuszy. Inni policjanci celowali do niego z broni automatycznej. Był brutalnie popychany.
Wokół sceny akcji krążyli reporterzy, coraz bardziej przybliżając obiektywy kamer do aresztowanego i przystawiając mu mikrofony do twarzy.
Mężczyzna był zaszczuty i zszokowany.
Waldek w zatrzymanym rozpoznał dawnego znajomego Romka Ziemińskiego.
Panowie znali się od dzieciństwa, chodzili razem do klasy w szkole podstawowej, na studiach ich drogi się rozeszły.
Zgromadzeni goście, wraz z żoną i córka nie posiadali się z radości.
-Jakie przestraszone biedactwo– komentowała wesoło Wiktoria.
Henryk cieszył się tym bardziej, bo w przejętej firmie żona miała zapewnioną intratną posadę.
-Szach mat, szybka akcja i klient skasowany. Tak to się robi!- krzyczał do telewizora podniecony mężczyzna. Odepchnął kieliszek, chwycił butelkę alkoholu i zaczął jej zawartość gwałtownie wlewać do gardła. Kobiety śmiały się do rozpuku, zasłaniając usta.
Waldek udawał radość z nimi, ale gotowała się w nim krew. W głębi ducha poprzysiągł działać.
Całą niedzielę spędził w sypialni. Było mu przykro, żonie i córce powiedział, że ma zatrucie pokarmowe.
Córka wykorzystała moment, żeby dogryźć ojcu. Zaśmiała się do matki, gdy przyszły odwiedzić Waldka w pokoju.
-Ha ha, ledwo powąchał wódki i już zaniemógł, a wujek Henryk potrafi pić trzy dni i nic mu nie jest. Ha ha.
Ucieszona rodzicielka pogłaskała ją po ramieniu, zamykając drzwi.
Mężczyzna zastanowił się, czy dobrze wychował córkę.
Następnego dnia Waldek przyszedł do pracy wyciszony i skupiony. Unikał jak mógł, rozmów z pracownikami i klientami.
Wieczorem jeden z saloników był zarezerwowany przez generała Popecia, zazwyczaj odwiedzał go w towarzystwie ochroniarzy i milczącego generała rosyjskiego, który zawsze napawał przerażeniem obsługę i klientów.
Godzinę przed zamknięciem do lokalu przybyła pięcioosobowa grupa. Polski i rosyjski generał w towarzystwie trójki ochroniarzy od razu skierowali się do zarezerwowanego saloniku. Otyły Rosjanin, o czerwonej skamieniałej twarzy, jako jedyny w towarzystwie ubrany był w wyjściowy mundur wojskowy. Reszta grupy nosiła eleganckie garnitury.
Na przywitanie znanych gości zazwyczaj wychodził Waldek, tym razem wysłał kelnera, sam schował się za ścianą przy kuchni.
Po chwili, gdy pracownik wrócił z zamówieniem, Waldek postanowił odwiedzić gości.
-Mówiłem, że kobiety nie nadają się do tej jednostki– tu generał Popeć przerwał wypowiedź, widząc wchodzącego Waldka.
Po przywitaniu, wymianie komplementów restaurator udał, że strącił serwetkę. Gdy się schylił, żeby ją podnieść, błyskawicznie wysunął z rękawa dyktafon i wsadził go pod grubą kłodę łączącą nogi stołu.
Z Waldemarem rozmawiał polski wojskowy, Rosjanin siedział, milcząc, od czasu do czasu kiwał głową na potwierdzenie, przytakując "da".
Po krótkiej konwersacji restaurator wrócił do swoich obowiązków.
Cały czas czekał zdenerwowany, kiedy wyjdą. Nie mógł usiedzieć na miejscu.
Został w lokalu tylko z jednym kelnerem Jankiem. Był to młody dwudziestojednoletni chłopak. Chudy blondyn, krótko ostrzyżony, lekko nerwowy.
Słyszał, że jego ojciec został zabity po wojnie. Wychowała go samotnie matka, mimo że miała problemy ze znalezieniem pracy. Jankowi ledwo udało się skończyć szkołę.
Uwierzył w tego chłopaka, chociaż inni mu to odradzali. Gdy w końcu wojskowi ze świtą opuścili lokal, Waldemar szybko pobiegł do sali. Z przerażeniem odkrył, że dyktafon zniknął.
Janek poszedł wyrzucić śmieci, gdy do restauracji wtargnął jeden z ochroniarzy generała.
Waldemar kojarzył go, był członkiem ostrej kompani Mieczysława Kapcia, szarej eminencji Belwederu.
-Zgubiłeś coś?!- krzyknął osiłek, ściskając jedną ręką szyję Waldka, drugą przykładał mu do twarzy znaleziony dyktafon.
-Dla kogo pracujesz, dla USA?!- wrzeszczał, przygniatając mężczyznę do ściany.
-Dla nikogo, popełniłem głupstwo– krzyczał przeraźliwie Waldek, łapczywie łapiąc powietrze.
-Słuchaj nie specjalnie, obchodzi mnie ten ruski, teraz będziesz robił dla mnie!
-Dobrze, dobrze, zrobię, co zachcesz– odpowiedział płaczliwym tonem restaurator.
Nagle usłyszał huk, napastnik go puścił i upadł na podłogę.
Ujrzał Janka z wielką patelnię w dłoni.
Mężczyźni popatrzyli na siebie przestraszeni.
-Lepiej go zwiążmy, zanim się ocknie– zaproponował nieśmiało Waldemar.
-Znam kogoś, kto może nam pomóc– oznajmił spokojnie kelner.
-Dzięki Janek.
Przywiązali napastnika za ręce do słupa w kuchni, ścierką zakneblowali mu usta.
Była ciemna noc, gdy chłopak wyruszył po pomoc.
Janek zanurzył się w mroku obskurnej dzielnicy. Ławki i klatki schodowe były obłożone przez pobudzoną młodzież. Gdy przechodził obok, badali go agresywnymi spojrzeniami.
Przy mijanych garażach łysy, rosły chłopak, ubrany we flejersa, krzycząc, rozbił o ziemię butelkę po tanim winie. Towarzyszący mu ogolone wyrostki zareagowali na to głośnym śmiechem.
Przecisnął się przez zatłoczona klatkę schodową, jednego z zaniedbanych bloków. Wszedł na drugie piętro, zapukał trzy razy, po chwili jeszcze dwa razy. Odczekał chwilę na korytarzu. Po paru minutach zza drzwi wychylił się chudy chłopak, z podkrążonymi oczami i przetłuszczonymi czarnymi włosami.
Janek długo nie wracał, ochroniarz ocknął się i próbował się uwolnić.
Waldek, chcąc go uspokoić, spróbował uderzyć go patelnią i nie trafił. Napastnik błyskawicznie wykorzystał jego błąd. Podciął go i przewrócił. Założył mu nożyce, zaczął dusić nogami.
Zwarli się w śmiertelnym uścisku.
Waldemar uderzał patelnią na oślep, parę ciosów dosięgło celu. Ochroniarz coraz silniej dusił go kończynami. W takiej pozie zastał ich powracający Janek z posępnym towarzyszem. Mężczyzna był w wieku około pięćdziesięciu lat, potężnej budowy, miał około stu dziewięćdziesięciu centymetrów wzrostu, wagi powyżej stu kilo, ubrany w czarną skórzaną kurtkę. Był ogolony na łyso, twarz miał przeoraną głębokimi bruzdami.
Trzymał czarną teczkę, którą odłożył na bok.
Mężczyzna chwycił jedną ręką twarz ofiary. Drugą wykonał szybkie i silne szarpnięcie. Waldemar i Janek usłyszeli chrząknięcie, po czym złapany ochroniarz opadł martwy na podłogę ze skręconym karkiem.
Zszokowani restauratorzy patrzyli na to przerażeni. Waldek nie wytrzymał, nachylił się w koncie kuchni i zwymiotował. Nowy znajomy powiedział do trzęsących się bohaterów.
-Siedzimy teraz w tym razem.
Po czym otworzył teczkę zawierającą profesjonalny sprzęt do podsłuchów.
http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/20331
http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/62914/projekt-x-rozdzial-1-joanna-rozdzial-2-sokol
niedziela, 16 kwietnia 2017
Miasto Innowacji
04. Ostatni z klanu Curie- Skłodowskiej:
http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/20445
http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/63106/miasto-innowacji-04-ostatni-z-klanu-curie-sklodowskiej
03. Przebojowi i rezolutni:
http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/19345
02. Konserwatywny Nauczyciel:
1 cz.
http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/58648/miasto-innowacji-02-konserwatywny-nauczyciel-cz-1
2 cz.
http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/58775/miasto-innowacji02-konserwatywny-nauczyciel-cz-2
3 cz.
http://www.portal-pisarski.pl/czytaj/59019/miasto-innowacji-02-konserwatywny-nauczyciel-cz-3
Całość.
http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/18582
01. Renata
http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/18386
poniedziałek, 20 lutego 2017
Drugi świat: Syn Rzeźnika
![]() |
ENGLISH VERSION
The Butcher’s Son and the Angel protect the world against threats reaching out of the grave. The adventure brings them to unique venues, such as the Municipal Library and Brazil.
https://www.amazon.com/dp/B06ZY4SBRK
https://www.amazon.fr/dp/B06ZY4SBRK
https://www.smashwords.com/books/view/718530
The Butcher’s Son and the Angel protect the world against threats reaching out of the grave. The adventure brings them to unique venues, such as the Municipal Library and Brazil.
https://www.amazon.com/dp/B06ZY4SBRK
https://www.amazon.fr/dp/B06ZY4SBRK
https://www.smashwords.com/books/view/718530
Syn Rzeźnika i Anioł strzegą świat przed zagrożeniami, powstającymi zza grobu. Wir przygody rzuca ich w niezwykle miejsca m.in. do Biblioteki Miejskiej jak i Brazylii.
http://www.gandalf.com.pl/e/drugi-swiat-syn-rzeznika/
http://www.empik.com/drugi-swiat-syn-rzeznika,p1140596165,ebooki-i-mp3-p
wtorek, 17 maja 2016
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)


























































